29 stycznia 2015

sałata z penne z odrobiną oleju z pestek wiśni

Takie buty...jakby ktoś nie wiedział, nie znał oleju z pestek wiśni;)
I znów, trafił mi się produkt, który zawiera więcej dobrodziejstw, niż mogłam sobie wymyślić.
Fajniee, bo dzięki temu poznaję coraz to nowsze rzeczy, smaki, zastosowania. Co do zalet, to w zasadzie nie wiem, które powinnam wymienić na już, by nie umniejszać pozostałym. Zatem ów olej jest tłoczony na zimno, nieoczyszczony, jest wykorzystywany w dwójnasób, bo w kosmetyce i jako olej spożywczy.
Ma sporo witamin, antyoksydantów, kwasów wielonienasyconych, Koleżankom polecam doczytać co dokładnie zawiera, pewnie zaraz po niego sięgniecie....ja na pewno, w końcu o ciało trzeba dbać;)
Co do stosowania w kuchni, olej ma dosyć specyficzny smak jak na olej właśnie, ale przyjemny, delikatny, wyrazisty przy tym...z pierwszą chwilą nie mogłam go określić, choć od razu skojarzył mi się z nadgryzioną pestką, z owocu, który jeszcze w pełni nie dojrzał, ona wówczas smakuje jakoś tak inaczej....
Od razu postanowiłam użyć go do sałatki, ale nie przerabiać na dressing, po prostu....polać nim świeże liście sałaty.
Aaaa, jak już rozsmakujecie się w nim, polecam przechowywać w lodówce, no i raczej go nie podgrzewamy.


Przygotowanie: 15 minut
Koszt: 12 zł

Składniki:
garść sałaty rzymskiej
garść rukoli
garść makaronu pióra Mamma mia!
mała czerwona cebula
kilka pomidorów koktajlowych tri colore
szczypta sera Kolumb - długo dojrzewający
garść orzechów włoskich
3 mini słodkie papryczki
odrobina papryczki chilli
2 łyżki miodu płynnego
sól różowa, pieprz syczuański
olej z pestek z wiśni OlVita
kilka listków świeżej bazylii
opcjonalnie mała pierś z kurczaka - miałam takową w lodówce, dodałam

Cebulę siekam, pierś z kurczaka (wcześniej przygotowaną, tzw resztka obiadowa) kroję na cienkie plasterki.
Pomidory kroję na pół, papryczki siekam na talarki, chilli zaś stosuję z rozwagą, czyli odrobinę dodaję do składników.
Orzechy prażę na suchej patelni, ale nie za długo, zmniejszam moc i podlewam je miodem, dosłownie chwilę jeszcze trzymam na patelni, po czy dodaję je do misy.
Makaron gotuję na al dente, odcedzam. Dodaję sałaty.
Wszystkie składniki mieszam ze sobą, delikatnie, okraszam je olejem, nie za dużo, doprawiam solą i pieprzem, posypuję świeżo startym serem.
Odstawiam na chwilę, by smaki się połączyły, wówczas najlepiej smakuje ;)









tak bye the way, uświadomiłam sobie ostatnio, że ja już 3 lata bloguję sobie z Wami...
ha!
<3
Cieszę się, że tu jestem!



26 stycznia 2015

ciastka z mąki kokosowej

Witajcie,
Co się ubawiłam przygotowując się do tego posta, to moje, wierzcie mi, ale o tym może nieco później, bo chciałabym słów kilka poświęcić mące kokosowej.
Moje odkrycie, ma tyle zalet, że aż się zastanawiam, gdzie była tak długo, dlaczego wcześniej jej nie stosowałam? Mąka kokosowa jest bezglutenowa, bardzo chłonna, dlatego przy wypiekach należy z nią uważać i bardzo skrupulatnie odmierzać, zawiera dużo więcej białka niż mąka pszenna i sporo błonnika. Idealna dla diabetyków, alergików i osób trzymających linię:D
Mąka ma bardzo mało węglowodanów, aaa i jest naturalnie słodka, więc można śmiało ograniczać stosowanie cukru przy wypiekach.
Błonnik kokosowy skutecznie reguluje poziom cukru i insulinę we krwi, same pozytywy jak widać, zwłaszcza kiedy chcemy podawać ją dziecku. Aaaa, możecie uzyskać ją sami, mieląc na proszek wiórki kokosowe, co też ważne, prawda? Mąkę kokosową możecie też nabyć w OlVita, jest tam mnóstwo produktów bezglutenowych, na pewno warto się rozejrzeć.
Jak już ucieszyłam się, że mąka u mnie jest, to zaczęłam kombinować co by tu z niej. Ci co mnie znają, wiedzą, że kokos kocham pod każdą postacią, jak ktoś będzie myślał nad prezentem dla mnie, podpowiadam.........;p Nooo, ale do ciastek...znalazłam szybki, prosty przepis u jednej z gwiazd blogowych, Kingi Paruzel....uradowałam się widząc ów przepis, że bez wymyślań, jakiś syropów, dziwnych składników, ot kilka linijek ... No i zrobiłam, niemalże w sekundzie. Żeby nie było tak hop, od razu piszę, że ważyłam składniki dwa razy, na dwóch różnych wagach.......co do ziarenka. Do czego zmierzam?
Do tego, że przeczytawszy przepis zastanowiło mnie jedno słowo "przelać". Yhmmmm, myślę sobie, czyli płynne będzie, może prawie płynne, a ja nie posiadam foremek o takich wymiarach, więc kapa.......
Dobraaa, zrobię je w formie na muffiny - pomyślałam. Wszystko przygotowane, bach bach.......a tu ciasto zaczyna być WŁAŚNIE niepłynne, raczej idealne do formowania ciastek. Nic, myślę......masa smakuje wybitnie, nie mogłam nic schrzanić, ale dlaczego to takie ubite? Ano, mąka bardzo chłonie, wiem, wiem...ale było napisane "przelać". Nic, postanowiłam dokończyć ciastka. Z uzyskanej masy uformowałam dłońmi ciastka i fru do piekarnika. Złapały kolor, troszkę popękały podczas pieczenia, ale doszły po wyjęciu...są kruche, jakże smaczne, słodkie, ale nie zaaa, nawet mojemu smakowały, co on niespecjalnie za kokosem przepada. Ale gdzie to całe halo? Ano w tym, że napisałam do Kingi opisując sytuację i .....tak, ciasto ma takie być, jakby ktoś chciał zrobić, jakby ktoś pytał, ciastka wychodzą, są pyszne, bardzo kokosowe!:) Myślę jednak, że można by je zrobić nieco cieńsze, może będą wówczas bardziej kruche, nie tak ubite, nie wiem, trzeba spróbować !
Aaaa, lepsze są na drugi dzień, jakby namokły, mnioom!


Przygotowanie: 30 minut
Koszt: wszystko miałam

Składniki:
4 średnie jaja
100 g mąki kokosowej Ol Vita 
120 g cukru trzcinowego
50 g wiórek kokosowych
łyżeczka proszku do pieczenia
cukier puder do posypania
* u mnie bez owoców


Rozgrzewam piekarnik do 180 st. funkcja góra-dół.
Suche składniki mieszam ze sobą. Do drugiej miski wbijam jaja i miksuję.
Jajka łączę z suchymi składnikami.
Mieszam dokładnie.
Piec 15-20 minut, można posiłkować się patyczkiem w celu sprawdzenia suchości ciastek.
Po wyjęciu z piekarnika można posypać ciastka odrobiną cukru pudru.















23 stycznia 2015

zupa z pomidorów z dodatkiem ciecierzycy i mascarpone

Zacznę od tego, że straciłam węch i smak, bo oczywiście jestem chora, może nie umierająca, ale jak już nie wiem co jem, to śmiało mogę porównać to do agonii.........Gorsza kara nie mogła mnie spotkać, mówię Wam.....wszystko co dotyczy jedzenia.........nic tak nie robi na mnie wrażenia, zapewniam;p
Nooo, a co do zupy....potrzebna była taka rozgrzewająca, sycąca, a że dawno u mnie nie występował poczciwy klasyk, czyli pomidorowa, za którą mogę oddać wiele.....to pomyślałam właśnie o niej.
Tylko może nie taka z przecieruuuuu, tylko z pomidorów pelati, z mocą przypraw, no i .......zamiast śmietany serek mascarpone. Spokojnieee!! Nie pół wiaderka, łyżeczka, dwie....i trochę kolendry, która nadaje wyrazistego smaku, świeżości, aleeee....kroimy też łodyżki, to w nich znajduje się najwięcej smaku.
To o zupie może już tyle...Podaję tak na oko co mniej więcej dałam, zwłaszcza jeśli chodzi o przyprawy, to już jak kto lubi....ciecierzycy też jakoś za dużo nie gotowałam, myślę, że niecałe dwie szklanki..?


Przygotowanie: około 60 minut
Koszt: 5 zł ser i 4 zł ciecierzyca

Składniki:
ZUPA:
2 puszki pomidorów pelati
6-7 pomidorów suszonych
2 marchewki
korzeń pietruszki
ćwierć selera
2 białe części pora
4 liście laurowe
lubczyk suszony
imbir suszony
cynamon mielony - dobra łyżeczka
kminek i kozieradka - ubite w moździerzu
cebula średnia
4 ząbki czosnku
łyżka masła 
łyżka oleju rzepakowego
sól , pieprz syczuański, papryka słodka, ostra, zioła prowansalskie, 
2 litry wody, może być z hakiem



Warzywa obieram, myję, kroję na mniejsze kawałki.
Pomidory suszone również.
Cebulę i czosnek siekam.

W dużym garnku rozpuszczam masło, podlewam kapką oleju, kiedy złapią temperaturę wrzucam cebulę, smażę do chwili aż się zeszkli, dodaję czosnek, znów chwilę smażę, mieszam co jakiś czas.
Uważajcie by nie spalić czosnku, traci na smaku, robiąc się gorzki.
Następnie dodaję warzywa, mieszam, chwilę podsmażam, po czym całość zalewam wodą. Doprowadzam do wrzenia, po czym zmniejszam moc i gotuję do miękkości, a raczej do al dente.

W między czasie wstawiam ciecierzycę, czyli namoczoną przez noc, zalewam zimną wodą, solę i gotuję do miękkości, u mnie niespełna godzina. Moczyła się ponad 12 h.

Do gotującej się zupy dodaję pod koniec jej gotowania, przyprawy, sól, pieprz oraz posiekane pomidory suszone i te z puszki. Muszą się chwilę pogotować, jakieś 15 minut max.

Do gotującego się wywaru dodaję również 2 chochle ciecierzycy z odrobiną wody spod jej gotowania.
Resztę ciecierzycy odcedzam, odstawiam na bok.

Gotową zupę doprawiam, jeśli to konieczne i ucieram blenderem.

Nalewam na talerz porcję, dodaję ciecierzycę, serek mascarpone i świeżo posiekaną kolendrę.
*** Na drugi dzień nabiera mocy, zdaniem jednego takiego, podobno częściej muszę serwować ją w takiej postaci.











21 stycznia 2015

fit sajgonki i pyszne gazpacho ?

Yhmmmm, czyli, że co zrobiła???
Ano Gazpacho, czyli hiszpańską zupę, chłodnik z pomidorów, papryki i ogórka...i coś na kształt sajgonek, bo nie smażyłam ich, nie zapiekałam, podałam tylko w lekko namoczonym papierze ryżowym. Pewnie ktoś z Was oburzy się, że cóż to za połączenie, że co to za zwyczaj....ano mój, w mojej kuchni czasem tak się kręci temat właśnie;p
Uważam, że wszystko TO fajnie ze sobą grało, ze względu na ograniczoną ilość składników, było świeżo, lekko, inaczej.
Na gazpacho wpadłam przeglądając jedną z książek kulinarnych, w tym roku pojawiło się ich u mnie kilka, urodziny, święta, jest co przeglądać, a i moja kolekcja rośnie w siłę. O ile sajgonki były planowane, o tyle chłodnik nie, a że u mnie nie trzeba jakoś szczególnie deliberować, od myślenia do roboty....Przy okazji pozbyłam sie papryki, pomidorów, co mi zalegały.........
Zapraszam zatem na posta, życząc Wami miłego dnia!

Przygotowanie: około 30 minut
Koszt: 12 zł, koszt mięsa i papieru ryżowego - resztę posiadałam

Składniki:

*** Gazpacho

2 średnie papryki czerwone
2 średnie pomidory
pół większego ogórka zielonego
3 małe ząbki czosnku
1 mała cebula
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka octu winnego 
łyżka soku z cytryny
2 łyżki wody
1 mała papryczka chilli w zalewie Tao Tao

sól różowa, pieprz seczuański - nie za dużo pieprzu

Ogórka, paprykę po umyciu, obraniu skóry kroję na kostkę.
Papryczkę kroję na drobno, nie pozbywam się nasion.
Cebulę kroję na drobno.
Pomidory sparzam wrzątkiem, obiera ze skóry, kroję na mniejsze kawałki.

Wszystko umieszczam w naczyniu blendera, dodaję resztą składników, miksuję na jednolitą masę.
Wkładam na chwilę przed podaniem do lodówki.

*** Sajgonki

2-3 małe piersi z kurczaka
opakowanie papieru ryżowego Tao Tao
jedna biała część pora
pół ogórka zielonego
jedna marchewka
roszponka, dwie garście
garść świeżej kolendry
odrobina oleju rzepakowego do smażenia
zioła prowansalskie
sos sojowy Yamasa do marynaty
pieprz czarny, sól różowa, papryka słodka - do kurczaka
3 łyżki oleju rzepakowego do marynaty mięsa

Mięso myję, kroję na cienkie plasterki, marynuję w oleju, sosie sojowym, przyprawach, dokładnie mieszam, wcieram je w mięso i wkładam do lodówki na godzinę.

Pora kroję na pół, po czym siekam na bardzo cienkie paski.
Ogórka obieram ze skóry, myję, kroję na tzw frytki.
Marchewkę obieram ze skórki, myję, obieraczką ścinam wstążki.

Rozgrzewam patelnię, wlewam odrobinę oleju i zaczynam od podsmażenia  pora.
Doprawiam go solą i pieprzem, smażę dosłownie chwilę, tylko tyle by zmiękł. Zdejmuję z patelni i znów, wlewam kapkę oleju, po czym wrzucam wstążki marchewki. Lekko solę, smażę chwilę.

Marchewkę i pora umieszczam w miskach.
Na tą samą patelnię, która jest już mocno rozgrzana wkładam mięso. Smażę w wysokiej temperaturze, mięso nie może się dusić.
Usmażone mięso odstawiam na chwilę, aż przestygnie.

Płaty papieru ryżowego namaczam, nakładam na każdy z osobna składniki (czyli po trosze sałaty, kolendry, pora, marchewki, pasek ogórka i pasek mięsa), zawijam jak krokiety.
Na każdym opakowaniu papieru jest sposób użycia, sposobu podania, odsyłam:)

***
Jako dip posłużył jogurt kozi, lekko posolony, z pieprzem.















18 stycznia 2015

francuskie paluchy z solą i mozzarellą

Ha! Takie niby beleee co, a chyba dobre...CHYBA, bo lepiej nie przechwalać za bardzo, z gustami bywa różnie;p Fajny imprezowy myk, uważam. Na solo i z dipem, pastą, co kto lubi.
Z olśnieniem przyszła Ania Starmach...gdzieś tam od niechcenia oglądałam tv, a że kuchenne sprawy interesują mnie wybitnie zawiesiłam oko na nieco dłużej...i bach! Akurat robiła takie paluchy, wprawdzie do zupy szpinakowej, ale cóż mi to? Polecam gorąco. Podałam do nich pastę z pomidorów suszonych z oliwkami i pesto z rukoli...Aaaaa, co do sera, dałam mozzarellę, bo akurat parmezan mi się skończył, może byłoby lepiej?:)
Błyskawiczne w przygotowaniu, także kolejny plus, ktoś chętny?:)


Przygotowanie: 20 minut
Koszt: 4 zł (ciasto)

Składniki:
rulon ciasta francuskiego - do wytrawnych wypieków
sól różowa do oprószenia
garść startego sera 



Ciasto francuskie rozwijam, posypuję je serem i solą. Rozwałkowuję, ale nie za mocno, chodzi o to, by sól z serem wlepiły się w ciasto.
Nożem wycinam cienkie paski, grubość dowolna, ja zrobiłam cieńsze.
Otrzymane paski lekko skręcam, układam na blasze wyłożonej papierem.
Piekę w 180 st z termoobiegiem do chwili aż złapią kolor, około 15 minut, zależy jaki macie piekarnik.















14 stycznia 2015

kasza bulgur z pesto z rukoli

Znacie, jedliście? Ja nie, nie w takim połączeniu....no i jak dla mnie rewelacja!
Pesto z rukoli może śmiało konkurować z tym z bazylii, jest bardzo aromatyczne, wyraziste w smaku, czuć każdy z poszczególnych składników, które pięknie razem współgrają. Naprawdę polecam. Pesto można również wykorzystać jako pastę do kanapek albo dodatek do jakiś paluchów, nachosów....jak ktoś lubi;)
Kaszę bulgur zaś, polecam niezmiennie i niezmiernie, bo jest bardzo smaczna!!!
Chyba tyle na dziś, trzeba się szykować na trening, czasu mało, a tu jeszcze trochę roboty mam.
Bez odbioru.
Aaaa, przepis to chyba nie jest, raczej propozycja obiadowa....jak tam dacie czegoś mniej lub więcej, świat się nie zawali, choć...według Michela Moran pestem powinno nazywać się tylko to zrobione z bazylii.
Jak dla mnie....sami wiecie, najważniejsze, że jest pyszne:)


Przygotowanie: około 30 minut
Koszt: 12 zł

Składniki:
opakowanie rukoli
8-10 orzechów włoskich w łupinie
kilka łyżek słonecznika prażonego
3 duże ząbki czosnku
szczypta soli różowej
pieprz czarny świeżo zmielony
około 45 ml oliwy z oliwek
kilka łyżek startego parmezanu
natka pietruszki i czarny sezam do posypania

* kasza Bulgur - ugotowałam 300 g ( z przeznaczeniem na dwa dni)
około litr bulionu
60 g masła
1 szalotka - dla nadania smaku
Kaszę gotuję wedle zaleceń na opakowaniu - ewentualnie odsyłam TUTAJ.


Słonecznik prażę na suchej patelni. Orzechy łuskam.
Czosnek wyciskam przez praskę, umieszczam go w naczyniu, podobnie jak resztę składników, miksuję wszystko na jednolitą masę.

Kaszę i pesto układam na talerzu wedle uznania. Posypuję posiekaną natka i czarnym sezamem.
<3









12 stycznia 2015

mini bułeczki drożdżowe

Hey, hey...
Jak tam się macie po weekendzie? Jaaaa, chyba fajnie, jakoś tak bez gonitwy.
Co miałam w planach, wykonałam;) Ten tydzień będzie dosyć intensywny....będzie obfitował w treningi, już nie mogę się doczekać!!!! Weekend będzie się gościł, także też miło....no chyba, że coś wyjdzie w między czasie....gardło jakieś?;p
Wracając jednak do bułek, przepisu szukałam pod burgery domowe, więc żeby nie korzystać z kupnych, chciałam wszystko SAMAaaaaa.....no i mam, znalazłam. Przepis jakże prosty, szybki....ciasto robi się błyskawicznie, dzięki czemu nie zdążyłam się zgrzać na myśl, że coś nie wyjdzie:D
Bułeczki są małe, akurat na dwa kęsy, no może trzy, akurat do porannej kawy. Przepis sprawdzony, polecam, skoro mnie wyszły....także nie przyjmuję do wiadomości, że coś Wam nie wyszło;p
Są mega!! Mięciutkie, pachnące, idealne do masła, dżemu i na ciepło!!!
 Następnym razem zrobię ich mniej, by były większe. Pomysł mam stąd - KLIK.


Przygotowanie: około 60 minut
Koszt: wszystko miałam, kilka złotych

Składniki:
300 g mąki pszennej
200 ml ciepłego mleka
łyżka masła rozpuszczonego
8 g drożdży świeżych
szczypta soli morskiej
łyżka cukru
1 jajko
czarny i biały sezam do posypania
jajko i łyżka mleka do smarowania bułek


W większej misce rozcieram palcami drożdże z cukrem. Kiedy się rozpuszczą, dodaję do nich masło, mleko, jajko, sól oraz przesianą mąkę. Składniki początkowo mieszam łyżką, po czym wyrabiam ciasto dłońmi.
Wyrabianie ciasta trwa dosłownie chwilę. Odstawiam je w ciepłe miejsce na 20 minut (przykryte ściereczką).


Piekarnik rozgrzewam do 170 stopni z termoobiegiem (185 bez termoobiegu wg przepisu pierwotnego).
Ciasto masuję, po czym odrywam mniejsze kawałki i wyrabiam z nich mniejsze kulki.
Z podanych proporcji wyszło mi 12 bułek, mniejszych raczej.
Każdą z bułek posmarowałam rozkłóconym jajkiem połączonym z mlekiem. Posypałam wierzch sezamem.

Bułki ułożyłam na papierze do pieczenia, nie pilnowałam odległości, ale też nie układałam ich blisko siebie.
Piec 15-20 minut, ja moje wyłączyłam po 12 minutach. Złapały piękny złoty kolor.

Bułeczki wychodzą niewielkie, tak jak pisałam, ale i tak polecam!!!
Najlepsze jest to, że można je machnąć tuż przed śniadaniem, niedzielnym...o!
Kawa i dobre śniadanie najlepiej smakują wówczas w łóżku:)












08 stycznia 2015

migawka noworoczna

Hey, hey
Co tam, jak tam w Nowym Roku?
Postanowienia noworoczne są?? Plany, marzenia, byle nie słomiane??
U mnie tylko jedno postanowienie będzie miało miejsce...żadne tam, że nowe diety, fiku miku, 
bo nad tym już ciężko pracuję ( a przynajmniej staram się, o!), więc niczego nie muszę postanawiać....moje zacne postanowienie jest raczej personalne, nieważne jakie....grunt, 
że chciałabym móc wprowadzić je w życie. 
Tyle odnośnie niby zmian;p
Reszta po staremu chyba...blog się toczy swoim życiem,  żadne śpiki jeszcze do nas nie dotarły, także jest wszystko ok...;)
aaa, znów włosy zapuszczam, może kolor zmienię??
Zdjęcia w większości z insta...także, kto widział, ten widział....
Czy będę je jakoś specjalnie komentować?
Neeeeeeee, po co...a pooglądajcie SE!:)







Pojechałam do mojej mekki po coś konkretnego, ale oczywiście nie obeszło się bez "przypadkowych" fantów;p
całe 2 zł szczęścia;p






aaaa, to zdjęcie też muszę skomentować:D
Turbo Bogracz dla Jednego Takiego naszego dobrego funfla...gotowałam cała noc, no prawie całą, naprawdę;)
na parapetówę, bo z pustymi łapami się nie przychodzi:D

proszęęęę....teściowa własnoręcznie uszyła TYMI ręcami...młoda fikała w niej jak baletnica;p


świąteczna sałata z kaki, mozzarellą, baby szpinakiem...niebo w gębie <3
serio! jadłam i jadłam...nie sama, wiadomo....o dupkę trzeba jednak dbać:)

dip jakiś do tej sałaty, z czym on był?;p
jogurt grecki, sól, pieprz, czosnek.





żarówki Nowodvorski <3
dostałam w prezencie...DIY, oprawa ceramiczna, kabel retro...a co!!!!


napój życiodajny!!!
choć raz żeby tak ciepłą wypić;p


Miłego....:*